11.01.2015
Zawodnicy Poland National Team rozproszyli się w niedzielę na przestrzeni kilku tysięcy kilometrów. Wracając na swój dzień przerwy po raz kolejny świetnie pojechał Krzysztof Hołowczyc, który umocnił się na 4. miejscu w klasyfikacji. Rafał Sonik w ekstremalnych warunkach powiększył prowadzenie nad Ignacio Casale o sześć minut, a dobre informacje napłynęły również z „wagi ciężkiej”. Stan zdrowia Robina Szustkowskiego poprawił się i zawodnik wraz z Jarkiem Kazberukiem stawili się na mecie w Iquique z 18. czasem.
Choć w sobotę padał deszcz, prezydent Boliwii Evo Morales poinformował wszystkich, że niedzielny odcinek specjalny będzie mógł przebiegać po powierzchni Salar de Uyuni. Samochody w efektowny sposób, piątkami ruszały poprzez bezkresne solnisko, tworząc jedyny w swoim rodzaju spektakl. Maszyny pędziły momentami 200 km/h. Potem trzeba było jednak szybko zdjąć nogę z gazu, bo zaczynała się techniczna, górska sekcja.
Przez cały dzień i długi 784-kilometrowy odcinek specjalny świetnie spisywał się Krzysztof Hołowczyc, który uniknął przygód i wdał się w pojedynek na „śmierć i życie”. - Dzisiejszy odcinek został sporo skrócony, bo po wczorajszych intensywnych opadach deszczu i gradu słynne wyschnięte słone jezioro Solar miejscami zrobiło się nieprzejezdne, a miejscami niewiarygodnie śliskie. O mały włos na takim śliskim fragmencie zderzylibyśmy się z Orlym Teranovą. Na wydmach cały czas mieliśmy na plecach Naniego Romę. W końcu nas dogonił i zaczął wyprzedzać. Na szczyt słynnej kilometrowej wydmy spadającej do Iquique wpadliśmy równocześnie. Wtedy poczułem to coś. Pomyślałem „prędzej zginę niż dam się wyprzedzić w tym kultowym dla amerykańskiego Dakaru miejscu”. Myślę, że cały biwak miał niezłe widowisko. Poszliśmy w dół wszystko co fabryka dała. Mieliśmy na spadaniu ponad 200 km/h. Nani powiedział, że zwariowałem. A to był dla mnie jeden z najlepszych momentów w karierze. Taki, dla których warto się ścigać, a może nawet zginąć – mówił na mecie „Hołek”, który wywalczył 5. miejsce, a w klasyfikacji generalnej umocnił się na czwartej pozycji.
Marek Dąbrowski do mety dojechał na 20., a Piotr Beaupre na 30. pozycji. Wynik tego drugiego robi ogromne wrażenie, bo dzień wcześniej Polak pilotowany przez Jacka Lisickiego zaliczył rolkę i mocno rozbił samochód. Na całe szczęście obyło się bez uszkodzeń mechanicznych, dzięki czemu duet dotarł na metę dwudniowego maratonu w Iquique na 31. miejscu w „generalce”. Marek Dąbrowski jest 27.
Swój maraton kończyły w niedzielę również ciężarówki. W sobotę sytuacja w polskiej Tatrze wyglądała dość dramatycznie. Robin Szustkowski z powodu gorączki kilka razy zasłabł na trasie odcinka specjalnego i zespół zmuszony był do postojów, podczas których za pośrednictwem telefonu satelitarnego konsultowali sytuację z lekarzem. Na całe szczęście całonocny sen pod namiotem i porcja leków zrobiły swoje. Rano młody zawodnik był gotowy do walki.
- Zdecydowaliśmy, że będziemy prowadzić na zmianę. Robin wsiadł za kierownicę pierwszy i jechał dobrym, równym tempem przez niemal 200 km. W drugiej partii prowadziłem ja. To była bardzo trudna nawigacyjnie partia i na pewno wiele załóg straci tam mnóstwo czasu. „Młody” świetnie przeprowadził nas przez ten labirynt – chwalił kolegę Jarek Kazberuk.
Duet mistrza i ucznia na mecie osiągnął doskonały, 12. czas i w klasyfikacji generalnej zajmuje 20. miejsce. – Trzeba trzymać tempo i nie można się „podpalać”. Jak zaczniemy kombinować, to możemy przedwcześnie skończyć rajd – studził nastroje Kazberuk.
Swój etap maratoński rozpoczęły z kolei motocykle i quady. To była dla nich prawdziwa przeprawa. Fatalne warunki na trasie, burze gradowe, wezbrane rzeki i tony błota utrudniały jazdę. W tych ekstremalnych warunkach Jakub Przygoński na metę w Uyuni dotarł z 28. rezultatem, a Jakub Piątek finiszował jako 44. zawodnik. Najszybszy na liczącym 321 km odcinku specjalnym był Paulo Goncalves, który odrobił część strat do lidera – kolegi z zespołu, Joana Barredy.
Świetnie znów spisał się Rafał Sonik, który cały etap jechał na drugim miejscu, rozważnie utrzymując swoje tempo i starając się nie popełnić błędów nawigacyjnych. Ignacio Casale zaatakował i w pewnym momencie prowadził różnicą 20 minut, ale zgubiła go brawura. Zdaniem kapitana Poland National Team Chilijczyk uszkodził swojego quada i ostatecznie na metę dotarł z sześciominutową stratą do Polaka, który tym samym umocnił się na pozycji lidera.
Krakowianin w Uyuni zanotował drugi czas, przyjeżdżając niecałe sześć minut za Paragwajczykiem Nelsonem Sanabrią Galeano. – To był niewyobrażalny etap – powtarzał kilka razy zanim doszedł do siebie, zmarznięty i zawinięty w koc. – jechaliśmy w burzy i gradzie. Rzeki powylewały. Nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś takiego.
W poniedziałek załogi samochodów i ciężarówek odpoczywają. Motocykliści i quadowcy w ciężkich warunkach boliwijskiego biwaku maratońskiego muszą zebrać siły. O poranku, prawdopodobnie w mokrych wciąż rzeczach wsiądą na swoje pojazdy i wrócą do Iquique, pokonując 784 km odcinka specjalnego… Dakar z roku na rok staje się coraz trudniejszy.
Motocykle 7 etap:
...
...
Klasyfikacja generalna:
...
...
Jakub Piątek (POL) + 5:45.39
Samochody 7 etap:
...
...
...
Piotr Beaupre (POL) +41.19
Klasyfikacja generalna:
...
...
Quady 7 etap:
Klasyfikacja generalna::
Ciężarówki 7 etap:
...
Klasyfikacja generalna:
...
...